8.31.2019

Jak zostać zbawionym – Moja córka na progu śmierci: modliłam się do Boga i byłam świadkiem cudu (Część druga)

jak zostać zbawionym, prawdziwą wiarą, Kościół Boga Wszechmogącego, Film ewangelia, Błyskawica ze Wschodu, KSIĄŻKI, Świadectwa,

Jak zostać zbawionym  – Moja córka na progu śmierci: modliłam się do Boga i byłam świadkiem cudu( Część druga) 



Autorstwa Wang Yue, Chiny

Słowa Boga dają mi wiarę, gdy życie mojej córki wisi na włosku

Kiedy lekarz przeprowadził podstawowe badania, zauważył, że moja córka krwawi z podbrzusza i kazał nam natychmiast przewieźć ją na oddział ginekologiczny. Lekarz na tamtym oddziale zbadał ją i od razu zarządził operację. Po operacji zadzwonili na ortopedię i kazali im przygotować łózko dla mojej córki najszybciej jak to możliwe.
Było już po 11 wieczorem, gdy moja córka dotarła na ortopedię. Lekarz prowadzący ten oddział skonsultował się ze specjalistami w zakresie chorób klatki piersiowej i medycyny wewnętrznej, a potem zaprosił mnie i mojego męża do swojego gabinetu. Powiedział, że nasza córka jest w stanie krytycznym. Jej kości nie ucierpiały tak bardzo, ale przygniecione przez samochód płuca były w fatalnym stanie. Pojawił się obrzęk i stan zapalny, wskutek czego moja córka miała takie problemy z oddychaniem. Lekarz powiedział, że ponieważ potrzeba czasu, żeby obrzęk i stan zapalny ustąpiły, wszystko rozstrzygnie się w przeciągu najbliższych trzech dni. Mogła umrzeć w każdej chwili i lekarz kazał nam przygotować się na najgorsze. Kiedy usłyszałam, jak lekarz mówi, że córka może umrzeć w każdej chwili, moje serce ścisnął ból i nie mogłam już dłużej tego słuchać. Z oczami pełnymi łez odwróciłam się i pobiegłam z powrotem na salę. Bałam się, że córka w każdej chwili może mnie opuścić, więc bardzo mocno ścisnęłam jej rękę. Widząc, jak leży na szpitalnym łóżku nieprzytomna i ledwo oddycha, przypomniał mi się każdy błysk w jej oczach i każdy jej uśmiech od kiedy była malutka – było to nie do zniesienia. Mocno trzymałam ją za rękę i szlochałam, a lęk wypełniał każdą komórkę mojego ciała. Pomyślałam: „Czy naprawdę nie ma żadnej nadziei? Czy naprawdę mam patrzeć, jak moje dziecko umiera przede mną?” Przepełniona rozpaczą, raz za razem w myślach zwracałam się do Boga: „Boże! Lekarz powiedział, że moja córka może umrzeć w każdej chwili i tak bardzo się boję! Boże! Proszę Cię, prowadź mnie, bym mogła zmierzyć się z tą sytuacją…”

Kiedy skończyłam się modlić, wyraźnie przyszedł mi na myśl ten fragment z hymnu słów Boga: „Wiara jest niczym most z belki; ci, którzy żałośnie czepiają się życia, będą mieć trudności z przejściem na drugą stronę, jednak ci, którzy gotowi są się poświęcić, mogą przejść po nim bez obaw. Jeśli człowiek jest onieśmielony i ma pełne lęku myśli, jest oszukiwany przez szatana. Szatan boi się, że przejdziemy przez most wiary, by wkroczyć do Boga” („Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Oświecenie i przewodnictwo słów Boga pozwoliły mi zrozumieć, że odczuwałam cały ten lęk i ból dlatego, że nie mam wiary w Boga i tak naprawdę nie wierzę, iż Bóg zarządza wszystkim, co jest związane z człowiekiem, w tym jego życiem i śmiercią. Bezwiednie żyłam więc w strachu i lęku oraz dałam się oszukać szatanowi, który wystrychnął mnie na dudka. Chociaż wiedziałam, że Bóg sprawuje władzę nad wszystkimi rzeczami, rozumiałam i uznawałam ten fakt czysto teoretycznie, natomiast nie potrafiłam zrozumieć zwierzchnictwa Boga poprzez rzeczywiste doświadczenie. Gdy więc usłyszałam, jak lekarz mówi, że moja córka może w każdej chwili umrzeć, ogarnął mnie straszny lęk i sądziłam, że to od lekarza zależy, czy moja córka przeżyje, czy też nie. Myślałam, że jeśli lekarz powiedział, iż moja córka może stracić życie, to nie było możliwe, by udało się jej uniknąć tego nieszczęścia. Ale kiedy dokładnie to rozważyłam, zrozumiałam, że gdy samochód potrącił moją córkę i utknęła ona pod podwoziem, i gdy zgromadzeni tam ludzie nie wiedzieli, co począć, to Boża opieka sprawiła, że moja córka cudem wyczołgała się spod samochodu; kiedy lekarz nie chciał przyjąć jej do szpitala, modliłam się i zwracałam do Boga, dzięki czemu Bóg zmienił zdanie lekarza i sprawił, że podjął się on leczenia mojej córki. Poprzez te czyny Bóg objawił mi swój autorytet i swoją moc, pozwalając mi zobaczyć Jego wszechmoc, zwierzchnictwo i cudowne uczynki. Wszystkie rzeczy są zaaranżowane i zaplanowane przez Boga, który dzierży w swoich rękach przeznaczenie człowieka oraz jego życie i śmierć. To Bóg, a nie lekarze, ma we wszystkim ostatnie słowo. Jak to możliwe, że moja wiara była tak słaba, iż uwierzyłam w słowa lekarza i zostałam oszukana przez szatana? Byłam taka głupia! Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że Bóg dopuścił do tego wszystkiego, abym udoskonaliła swoją wiarę w Niego; abym uwierzyła, że Bóg panuje nad wszystkim niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajduję; oraz abym stała się prawdziwie posłuszna Bogu. Tylko w ten sposób byłam w stanie przejrzeć i odeprzeć podstępy szatana, nie pozwolić, bym przez jego oszustwa żyła w bólu i strachu. Kiedy zrozumiałam wolę Boga, odmówiłam modlitwę posłuszeństwa Bogu: niezależnie od tego, co stanie się z moją córką, pragnęłam być posłuszna zwierzchnictwu i planom Boga oraz podchodzić do nich we właściwy sposób. Moje serce stopniowo ogarniał coraz większy spokój.

Stan mojej córki się pogarsza, a ja pogrążam się w rozpaczy
Około czwartej po południu moja córka nagle zaczęła z trudem łapać powietrze i wyglądała coraz gorzej. Mój mąż szybko powiadomił lekarza. Kiedy przybiegli lekarz wraz ze specjalistą, powiedzieli, że moja córka niebawem przestanie oddychać. Dodali, że muszą natychmiast zrobić nacięcie i otworzyć drogi oddechowe, a potem podłączyć ją do respiratora, żeby mogła oddychać, bo w przeciwnym razie umrze. Kiedy to usłyszałam, byłam strasznie zdenerwowana i martwiłam się, że jeśli moja córka nie wróci do zdrowia po otworzeniu jej dróg oddechowych, to do końca życia będzie musiała oddychać przez rurkę. Zgodziliśmy się jednak z mężem na zabieg, bo była to jedyna szansa, żeby córka przeżyła. Zabieg trwał pół godziny. Lekarz powiedział: „To nasza ostatnia szansa. Jeśli nie będzie mogła oddychać przez respirator, to nie możemy nic więcej dla niej zrobić”. Kiedy lekarz to powiedział, mój niepokój powrócił i bałam się, że stan córki znowu się pogorszy. Tamtego dnia razem z mężem czuwaliśmy przy jej łóżku, cały czas wsłuchiwaliśmy się w jej oddech i nawet na chwilę nie straciliśmy czujności.

Około 11 wieczorem oddech córki zaczął stawać się coraz szybszy. Otworzyła oczy i wyciągnęła rękę, żebym podała jej długopis i kartkę papieru. Napisała na niej: „Mamusiu, nie mogę oddychać. Chyba umrę”. Kiedy to napisała, jej ręka bezwładnie się osunęła i córka straciła przytomność. Próbowaliśmy ją obudzić, ale nie mogliśmy. Mąż pobiegł po lekarza. Zalana łzami, cały czas mówiłam do córki. Po chwili na salę weszli lekarze specjaliści z oddziałów ortopedii, otolaryngologii i chorób klatki piersiowej. Otoczyli moją córkę i zbadali ją, a potem poszli do gabinetu, żeby się skonsultować. Mój mąż poszedł z nimi. Położyłam głowę przy twarzy córki i rozpaczałam. W tamtej chwili pragnęłam, żebym to ja leżała na szpitalnym łóżku, bylebym tylko nie musiała patrzeć na jej potworne cierpienie.

20 minut później wrócił mój mąż. Jego oczy były przekrwione. Martwym głosem powiedział: „Lekarze twierdzą, że nasza córka umrze. Mamy jechać do domu”. Popatrzyłam na męża, który czuł się tak słaby i bezsilny, a potem na nieprzytomną córkę i w moim sercu pojawiło się mocne przekonanie: nasza córka nie umrze – Bóg ją ocali! Powiedziałam wtedy do męża stanowczym głosem: „Nie możemy teraz jechać do domu!” Później rozmawiałam z lekarzem prowadzącym, który zasugerował: „Skonsultowaliśmy się wszyscy i naprawdę nie możemy wymyślić niczego, żeby jej pomóc. Waszej córki nie da się uratować. Powinniście pojechać do domu!” Kiedy wysłuchałam lekarza, nagle przyszły mi na myśl te słowa Boga: „Jeśli zostało ci choćby jedno tchnienie, Bóg nie pozwoli ci umrzeć” (Rozdział 6 „Wypowiedzi Chrystusa na początku”). Wierzyłam, że Bóg posiada ten rodzaj autorytetu i mocy oraz że zarządza przeznaczeniem ludzkości, jak również naszym życiem i naszą śmiercią. To od Boga zależało, czy nasza córka przeżyje, czy umrze, a słowa lekarza nie miały żadnego znaczenia. Wierzyłam, że Bóg z pewnością ocali moją córkę. Nie bacząc więc na sugestie lekarza, odparłam stanowczo: „To jeszcze nie jest koniec. Nie możemy pojechać do domu”. Zażądałam, by lekarze jeszcze raz spróbowali ją uratować. Widząc mój upór, lekarz nie miał innego wyjścia i wziął czterdziestocentymetrową rurkę do odsysania flegmy, a następnie wprowadził ją przez nacięcie do dróg oddechowych mojej córki. Korzystając z elektrycznej maszyny lekarz czterokrotnie odessał flegmę i niespodziewanie oddech mojej córki się uspokoił, a ona powoli otworzyła oczy. Pełna radości, ścisnęłam jej rękę i ciągle dziękowałam Bogu. Lekarz powiedział jednak: „Biorąc pod uwagę obecny stan pani córki, mimo że jej oddychanie się poprawiło, nie przeżyje ona do rana. Sądzę, że powinniście jechać do domu, zanim to się stanie”. Mówiąc to, kręcił głową. W ogóle nie zwracałam uwagi na jego słowa. Kiedy zobaczyłam, że moja córka oddycha, moje serce przepełniła wiara w Boga, cicho zaśpiewałam więc jej kilka hymnów: „Pieśń o miłowaniu Boga bez żalu” i „Wraz z prawdziwą wiarą przychodzi świadectwo”. Słysząc mój śpiew, moja córka cicho zasnęła i spokojnie przespała resztę nocy.

Następnego dnia o 7 rano moja córka niespodziewanie znów zaczęła szybko oddychać i wyglądała tak, jakby doskwierał jej poważny ból. Wyciągnęła rękę, dając mi znać, żebym podała jej kartkę papieru i długopis. Z trudnością trzymając długopis w ręce, napisała: „Tatusiu, mamusiu, nie mogę oddychać. Czuję, że z tego nie wyjdę. Myślę, że umrę tego ranka”. Czytając to, co napisała, poczułam rozdzierający ból i moje serce znowu zalała rozpacz. Mocno ścisnęłam ją za rękę i w myślach zwróciłam się do Boga: „Boże! Moja córka tak bardzo cierpi i wydaje się, że naprawdę z tego nie wyjdzie. Boże! Nie wiem, jak mam stawić czoła temu, co się zaraz stanie. Błagam Cię, pomóż mi”. Na myśl przyszły mi te słowa Boga: „Skoro wierzysz w Boga i Go naśladujesz, powinieneś ofiarować Mu wszystko i nie powinieneś podejmować osobistych wyborów lub stawiać żądań, a także powinieneś zaspokoić pragnienia Boga. Ponieważ zostałeś stworzony, powinieneś być posłuszny Panu, który cię stworzył, bo z natury nie masz panowania nad sobą ani zdolności do kontrolowania swojego przeznaczenia. Ponieważ jesteś osobą wierzącą w Boga, powinieneś poszukiwać świętości i zmiany” („Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek”). Gdy rozmyślałam nad słowami Boga, zrozumiałam, że jestem bytem stworzonym i powinnam wiedzieć, jakie jest miejsce bytu stworzonego i podporządkować się temu, co zaaranżował i zaplanował Stwórca. Nie powinnam stawiać Bogu tych wszystkich wymagań, by spełnił moje dzikie pragnienia, ponieważ jest to nierozsądne zachowanie. Kiedy pomyślałam o tych dniach, które dzieliły mnie od wypadku córki, zdałam sobie sprawę, że za każdym razem, gdy modliłam się do Boga, zawsze prosiłam go o to, by ją uratował, a nie o to, by pozwolił jej umrzeć. Zrozumiałam, jak bardzo byłam skażona przez szatana; wierzyłam w Boga i szłam za Nim, a jednak nie było we mnie ani krztyny szacunku czy posłuszeństwa wobec Boga i nie znałam swojego miejsca jako byt stworzony. Zamiast tego stawiałam Bogu nieuzasadnione wymagania i bez zastanowienia prosiłam Go o Jego błogosławieństwa i łaskę – zaprawdę byłam tak arogancka, zarozumiała, samolubna i godna pogardy! Bóg jest Stwórcą i wszystko jest w Jego rękach. Bóg już dawno ustanowił, kiedy ktoś ma się narodzić, a kiedy umrzeć – to On decyduje o tym wszystkim. Również życie mojej córki było w rękach Boga i niezależnie od tego, co Bóg zrobi, przejawi się w tym Jego dobra wola. Powinnam być posłuszna zwierzchnictwu i planom Boga oraz nie podejmować moich własnych decyzji – tylko taka postawa i takie nastawienie były dopuszczalne dla bytu stworzonego. Wypowiedziałam więc w myślach modlitwę do Boga i podjęłam postanowienie: „Boże! Naprawdę pragnę oddać Ci moją córkę. Nie będę narzekać niezależnie od tego, czy ją weźmiesz, czy zostawisz. Pragnę jedynie być posłuszna Twojemu zwierzchnictwu i Twoim planom oraz mocno trwać w świadectwie o Tobie”. Kiedy skończyłam się modlić, zaczęłam przygotowywać się na najgorsze. Gdy już opanowałam swoje uczucia, trzymałam córkę za rękę i, powstrzymując łzy, powiedziałam: „Lanlan, Nasze życie zawdzięczamy Bogu. Niezależnie od tego, czy żyjemy, czy umieramy, zawsze musimy podporządkować się ustaleniom i planom Boga. Mimo że wierzymy w Boga od stosunkowo niedawna, w porównaniu z niewierzącymi mamy wielkie szczęście. Nie znaleźliśmy się na tym świecie na próżno, ponieważ usłyszeliśmy głos Boga i wiemy, że w całym wszechświecie jest tylko jeden Stwórca i wiemy, że jako żyjący ludzie powinniśmy czcić Boga. Niezależnie od tego, co stanie się na koniec, musimy zatem zawsze dziękować Bogu i absolutnie nie wolno nam Go obwiniać. Dobrze?” Córka zdawała się słyszeć i rozumieć to, co mówiłam. Skinęła głową, mrugnęła powiekami i dwie strużki łez spłynęły z kącików jej oczu. Później jej oddech stawał się coraz cięższy i ponownie straciła przytomność. Siedziałam bezsilna przy córce, patrzyłam na nią, a z moich oczu płynęły łzy.

Źródło: Kościół Boga Wszechmogącego

Zobacz więcej: 

Film ewangelia „Historie osób, które pokonały uzależnienie od gier dzięki wierze w Boga”


没有评论:

发表评论